niedziela, 15 listopada 2015

Prosta zależność

Jest pewna zależność w sposobie myślenia większości kobiet, a ja jestem w tym przypadku dumną przedstawicielką tejże większości. Jak przystało na zasadę dotyczącą kobiet, jest ona z obiektywnego punktu widzenia kompletnie nielogiczna i niezrozumiała, czyli- bardzo pasuje. Brzmi ona: im więcej masz pracy, tym więcej rzeczy masz ochotę robić. Uwaga- rzeczy, które masz ochotę robić, absolutnie nie są związane z twoją pracą. 
Tak oto jestem, jako ofiara powyższej maksymy wracam do pisania, nie mogąc sobie już poradzić z ochotą robienia tego. A co mi tam! Podobno im więcej człowiek ma do zrobienia, tym bardziej zorganizowany jest, czyż nie?

Co u mnie nowego?
Poszłam do drugiej klasy, z radością witając w moim planie większą ilość WOSu, historii i polskiego. (radość odwrotnie proporcjonalna do ilości godzin, osobiście mogłabym zamienić kilka z 10 polskich na WOS i nikt by od tego nie umarł). Przygotowuję się do olimpiady polonistycznej, mając cień nadziei na zwolnienie z matury i do krajowego etapu konkursu krasomówczego (który już w najbliższy piątek), mając cień nadziei na znalezienie się w pierwszej dziesiątce. Radośnie rozpoczynam sezon osiemnastek, oznaczający zdarte obcasy, bolące nogi i dobrą zabawę częściej niż zwykle. Czekam na koncert Domowych Melodii, na który zdobyłam bilety. Jestem osobnikiem antyjesiennym, protestującym przeciwko siąpiącemu deszczowi i temperaturom poniżej 10 stopni w sposób najlepszy z możliwych (owijanie się kocem i robienie 8. herbaty) z wielkim zaangażowaniem. Udzielam korepetycji z języka angielskiego młodszej siostrze, tym samym posiadam wyjątkowo cenne źródło dochodu (sprawdzenie pracy domowej=kostka czekolady!) i uczęszczam na korepetycje z matematyki do mojego chłopaka, co pogłębia mój kompleks humanisty (dlaczego, panie Boże, nie umiem nawet obliczyć dobrze dziedziny?!), gdyż nie mogę ścierpieć, że moje oceny z matematyki oscylują na poziomie mocnej trójki. Mam napady pedantyzmu i wtedy sprzątam w pokoju tak długo, aż wygląda jak przychodnia. Uczę się gotować obiady i szyć. Zawsze mam kilka siniaków i zadrapań, które powstają nie wiadomo kiedy. Wciąż daję regularnie zarabiać kawiarni Eden kupując kawę Karmelowe Zapomnienie (dobrze wydane 8 zł, polecam). Wciąż kupuję za dużo sukienek.

Czyli wszystko w normie. Matma wciąż ssie, WOSu jak zawsze za mało, mnie jak zawsze zimno i jak zawsze można mnie przekupić czekoladą i kawą karmelową, moja tendencja do robienia sobie krzywdy też w porządku. Życie stabilne i uporządkowane. I dobrze!

(Zdjęcia ze słonecznego Londynu w ten okropnie brzydki wieczór)
Zapraszam, będę tu regularnie:-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz