czwartek, 26 lutego 2015

Uczuciowy masochizm

Ludzie mają w sobie coś z uczuciowych masochistów, każdy- taka refleksja naszła mnie dziś, przy dość szaroburej pogodnie i dość beznadziejnym samopoczuciu, kiedy próbowałam wybrać jakąś muzykę do słuchania w tle. Kiedy mamy zły humor albo gdy jest nam po prostu nijak, zawsze włączamy sobie smutne piosenki. Kiedy zrywamy z chłopakiem, słuchamy tych do bólu romantycznych, do tej pory "naszych" kawałków i wyjemy przy nich w poduszkę. Ma to w sobie sporo z autookrucieństwa, nie uważacie? Zamiast próbować się jakoś pocieszyć wesołą, żywą muzyką, my świadomie, z premedytacją pastwimy się nad sobą, wybierając tę smutną. Mało tego- to naturalne zachowanie, robimy tak wszyscy, wesoła muzyka przy złym humorze nas denerwuje. Może po prostu lubimy się czasem nad sobą poużalać, kto wie?
Dziś jest jeden z takich dni, kiedy nic wielkiego się nie stało, ale humor mam zważony i muszę na siłę usiłować wykrzesać z siebie trochę pozytywnego podejścia do życia. Z resztą- powoli okazuje się, że na pozytywne podeście mnie w dniu dzisiejszym nie stać, więc przynajmniej staram się nie być nastawiona do wszystkiego od razu na 'nie'. W takie dni jak dziś towarzyszy mi uczucie, które pamiętam z dzieciństwa, może wy też je pamiętacie. To, co czuje się, gdy obraża się, trzaska drzwiami, wychodzi z pokoju i ktoś biegnie za nami, pociesza, przeprasza, zachęca, żebyśmy wrócili. A my nie. Ten ktoś nalega, skacze dookoła nas, przekonuje-a my wciąż nie. I wtedy ten ktoś mówi: nie, to nie! łaski bez! Jak ci przejdzie, to przyjdź. To jest najgorszy moment. Moment, w którym ktoś, kogo uwagę chcieliśmy zwrócić na siebie, niecierpliwi się. Moment, kiedy musimy się niemo przyznać do tego, jak bardzo to było głupie, wracając do niego. To uczucie to zażenowanie? Chyba do zażenowania jest mu najbliżej. Właściwie nie wiem, czemu pojawia się w nijakie dni.
Nijakość jest bardzo męcząca, każdy ma swój sposób, żeby z niej wyjść, a ja musiałabym po prostu wyjść do ludzi. Tylko to wiąże się z uczuciem, o którym pisałam przed chwilą- to trochę jak wracanie małego dziecka do towarzystwa, na którym jego niedawna demonstracja sił, tupanie nogami i krzyki nie zrobiły wrażenia. Trzeba się przyznać, że się po prostu nad sobą użalaliśmy, że nic takiego się nie stało, a my wymyśliliśmy sobie problem. Problem, którego nie ma. Ale przecież my tak bardzo lubimy nad sobą pobiadolić od czasu do czasu! Tak bardzo chcemy, żeby ktoś od czasu do czasu nas pocieszył, skupił całą uwagę na tym, jak się mamy i poświęcił całą energię temu, żebyśmy mieli się lepiej. Fajnie tak czasem być w centrum czyjegoś zainteresowania, co? Trzeba tylko uważać, żeby świat się nie zniecierpliwił i nie machnął na nas ręką. 
Idę. Spróbuję się przyznać, pokonać zażenowanie i wrócić do uśmiechu, czego i Wam życzę;-)


        


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz