wtorek, 17 listopada 2015

Syndrom humanisty

Chodzę do szkoły powszechnie uważanej za naprawdę dobre liceum, nie stawia ona jednak na humanistów. Na siedem klas każdego rocznika przypada jedna humanistyczna, do której progi rekrutacyjne są najniższe i która cieszy się najmniejszym zainteresowaniem. O każdym profilu krążą, jak chyba w każdej szkole, stereotypowe opinie, najczęściej niezbyt pochlebne, bo przecież każdy uważa, że to jego klasa jest najlepsza i to jego wybór był najbardziej słuszny, to zrozumiałe. Pozwolę sobie przytoczyć te najbardziej banalne:
mat-fiz A - zdolni ale leniwi, poszli na mat-fiz, bo rozumieją matematykę i fizykę i poza przebywaniem na lekcjach nie muszą już nic robić
bio-chem B- kujoni bez życia towarzyskiego, którzy bezmyślnie uczą się podręczników na pamięć
bio-chem C i D- kujoni bez życia towarzyskiego, którzy bezmyślnie uczą się podręczników na pamięć i byli zbyt głupi, by dostać się do bio-chemu wyżej
mat-geo E- ci, którzy chcieliby iść na mat-fiz ale nie umieją fizyki i się nie dostali
mat-fiz F- zdolni ale leniwi, poszli na mat-fiz, bo rozumieją matematykę i fizykę i poza przebywaniem na lekcjach nie muszą już nic robić, ale byli zbyt głupi, by dostać się do A
i w końcu human G- idioci, nieumiejący ni w ząb matematyki, lenie bez przyszłości, dzieci gorszego Boga, sieroty życiowe, przyszli bezrobotni
Wiem, co każdy z Was pomyślał, czytając o sobie: Boże, co za bzdury?! Racja! Wszyscy wiemy, że nie należy generalizować, ale stereotypy tego typu funkcjonują gdzieś w naszej podświadomości. Nie zgadzam się z żadnym z nich, znam ludzi chodzących do mojej klasy i do innych klas i powyższe "charakterystyki" są po prostu śmieszne.

Kiedy wybierałam klasę, będąc w trzeciej gimnazjum, mój upór doprowadzał do białej gorączki moją mamę (zostań lekarzem!) i babcię (matematyka to przyszłość!). Kryterium nie były oceny, z moją ilością punktów rekrutacyjnych mogłabym się dostać do każdej z klas bez żadnych problemów, z żadnym z przedmiotów nie miałam też wielkich kłopotów w gimnazjum. Jedynym "problemem" było to, że miałam od dziecka bardzo sprecyzowane plany na przyszłość-chciałam i chcę nadal zostać prawnikiem. Z tego powodu poszłam do klasy humanistycznej, oferującej mi właściwe rozszerzenia. Po prostu. Może okażę się humanistycznym heretykiem, ale muszę coś wyznać: tak, jestem humanistą, nie widzę sensu i nie znoszę analizy poezji. Dziękuję, dobranoc. Warto pamiętać, że nie wszyscy uczniowie klas humanistycznych to żyjący w swoim własnym świecie antymatematyczni poeci. Są to ludzie zafascynowani historią, posiadający naprawdę dużą wiedzę na ten temat (jak mój przyjaciel z ławki Mateusz), językami obcymi (jak moja przyjaciółka Julka) czy wiedzą o społeczeństwie, politologią i prawem-jak ja sama. Nie jestem humanistą, który w wolnym czasie dla rozrywki określa typ rymów w "Sonetach krymskich" i nie wie, ile jest dwa razy dwa. Z lekcji polskiego wynoszę to, co może mi się potem przydać w pracy i w życiu- umiejętność argumentowania, płynnego wypowiadania się, dyskusji, przedstawiania przekonująco swoich racji, wykorzystywania informacji. Przedmiotem humanistycznym jest nie tylko ten nieszczęsny, tak ironicznie traktowany polski. Żeby móc nazwać się Humanistą z krwi i kości, nie można być po prostu słabym z matematyki i iść do tej klasy z braku alternatyw, takie jest moje zdanie. Przypominam, że humanizm to, według definicji słownikowych, nurt charakterystyczny dla renesansu, propagujący rozwój człowieka, na wielu polach!

Nawiązując do tytułu- istnieje w mojej podświadomości coś, co nazywam "Syndromem humanisty" lub "Kompleksem humanisty"- otóż, czasem jest mi przykro, że nie jestem geniuszem matematycznym. Bo nie jestem. Mam mocną czwórkę na poziomie podstawowym, na którą muszę pracować. Zaglądam do zeszytów i podręczników mojego chłopaka, który jest na mat-fizie i nachodzi mnie myśl "jestem ułomna". I wiecie co? Przechodzi mi ona dopiero, kiedy tenże chłopak ma napisać wypracowanie i męczy się okropnie, żeby przyzwoicie, na trójkę, sformułować swoje myśli. Wniosek jest prosty. Nie da się być dobrym ze wszystkiego! Nie na poziomie szkoły średniej. I jeśli tylko uczysz się tego, co cię interesuje i są przedmioty i pola, na których się rozwijasz, niezależnie od tego jakie są wymagania szkoły (bo przecież można mieć wobec siebie wymagania wyższe niż nauczyciele), stawiasz sobie kolejne cele i wyzwania i dążysz do ich zrealizowania, a przy tym pokonujesz wytrwale problemy z tymi przedmiotami, których nie lubisz i w których nie czujesz się pewnie- to nie masz żadnego powodu, żeby mieć jakiekolwiek kompleksy! W życiu chodzi o to, by spełniać swoje marzenia- ja marzę o zostaniu prawnikiem, Ty lekarzem, matematykiem, historykiem, polonistą, księgowym czy aktorem. I dobrze, ludzie są różni, cieszmy się tym!:-)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz