sobota, 11 kwietnia 2015

Życiowe umiejętności

Dzisiejszy dzień i piękna pogoda, jaką przyniósł, została wykorzystana przeze mnie i moją rodzinę do granic możliwości- przyszedł czas prac porządkowych w ogrodzie. Dopiero wróciłam do domu, na koncie mam dwa umyte i odkurzone samochody, umyte okna, uporządkowaną spiżarnię (w tym walkę z przerażającą armią pająków), wyprane i wyprasowane firanki, przesadzone kwiaty i podcięte krzewy, a także- całodzienne karmienie mojej siostry i doszorowanie jej przed chwilą (po kilku godzinach zabawy na świeżym powietrzu była brudna jak matka ziemia, bez szczotki i szarego mydła się nie obyło). To, że wróciłam do domu, oczywiście nie kończy moich obowiązków-czeka na mnie jeszcze cała góra świeżo wypranych ubrań, aż proszących, by je wyprasować.

Kiedyś bardzo buntowałam się, kiedy moja mama prosiła mnie o pomoc w obowiązkach domowych. Myślę, że ma to związek z tym, że w jej charakterze jest sporo z typowej pedantki, która ma ochotę odkurzać dom codziennie. Jednak z wiekiem robię się do niej coraz bardziej podobna- nie tylko z wyglądu, więc praca przestała mi przeszkadzać. Może dlatego, że lubię czystą, zorganizowaną przestrzeń, może dlatego, że zdaje sobie sprawę, że praca jest po prostu konieczna, nikt nie wykona za mnie obowiązków domowych. Byłabym okropnym, egoistycznym leniem, gdybym wszystkie z nich zrzucała na moją mamę, jestem młodsza i zdrowsza, chętnie jej pomogę!

Kiedy jednak doszłam do podjęcia tej decyzji (po wielkich buntach trzynastolatki), napotkałam na kolejny problem, również związany z charakterem moim i mojej mamy. Moja mama jest idealistką, nie akceptuje niedociągnięć, uważa, że wszystko umie zrobić najlepiej. Ponadto- zawód, jaki wykonuje, ma na nią wielki wpływ. Pracuje z małymi dziećmi i dlatego domownikom też wszystko tłumaczy jak przedszkolakom, choćby była to najprostsza czynność, jak odkurzenie dywanu czy obranie ziemniaków, mama zawsze ma kilka dobrych rad. Powtórzy je za każdym razem, kiedy zabieramy się za pomaganie jej. Ściera się to bardzo z moim charakterem- bywam chorobliwie ambitna. Czasem mojej mamie nie podobało się, jak wykonałam swoją pracę, czasem po prostu zwyczajnie nie umiałam jej wykonać, bo robiłam coś po raz pierwszy, a z wrodzonej przekory rady mamy, które przy prostych czynnościach tak mnie irytują, zagłuszałam gderaniem i narzekaniem na traktowanie mnie jak trzylatka. No właśnie- tu dochodzimy do braku umiejętności i nauki pokory w słuchaniu uwag mojej mamy.

Szkoła uczy nas wielu bardzo przydatnych rzeczy, nie przeczę, ale żaden nauczyciel w szkole nie nauczy mnie, jak prowadzić dom. To staroświeckie i chyba dość seksistowskie przekonanie, że dobre żony stoją przy garach, nie? Racja, nie o to przecież chodzi. Chodzi o to, że kiedyś wyprowadzę się z domu, wszyscy się wyprowadzimy, prawda? Choćby na studia. Sądzę, że nie da się przeżyć na chińskich zupkach i zdmuchiwaniu grubej warstwy kurzu z mebli, umiejętności związane z normalnym życiem są konieczne. Część z nich przyplątała się sama, przy codziennym pomaganiu w domu- prasowanie, pranie, podstawy gotowania (podstawy obejmują na przykład jajecznicę), mycie podłóg i inne tego typu czynności. Ale część wymaga nauki i właśnie za tą część się ostatnio zabrałam, ucząc się szyć na maszynie i ręcznie, pracować w ogrodzie i gotować dania obiadowe. Czemu nie? Na pewno kiedyś się przyda, a babcia pęka z dumy:-)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz